czwartek, 23 lutego 2012

Odruch klamkowy:
na początku u lekarza,
przy końcu wizyty – u pacjenta

Odruch klamkowy to określenie funkcjonujące wśród medyków, którzy obrali nazwę dla zachowania pacjentów, którzy tuż przed wyjściem z gabinetu zadają najbardziej trapiące pytanie lub podają najistotniejszy powód swojej wizyty.


– Dzień dobry – przywitałem się z uśmiechem, tuż po naciśnięciu ostatniej klamki z dzisiejszego "obchodu". – Przyszedłem się zapisać – oznajmiłem od progu drzwi gabinetu zabiegowego elektromiografii.

– Aha, na pewno... – niesympatycznie burknęła kobieta w białym, bezdusznym fartuchu. – Ze skierowaniem? – dodała z neurotycznym naciskiem i roztrzepaniem.

– Tak, ze skierowaniem - odparłem na wpół radosny, bo w końcu udało mi się uzyskać ten świstek papieru, na wpół zmęczony miesiącami z bólem, godzinami spędzonymi w kolejkach do stada pań Halinek i lekarzy liczących sobie nie z rzadka 20 zł/min, po prostu zmieszany.

– A niby od kogo to skierowanie? – wymamrotała kolejna w mej historii przedstawicielka służb medycznych.

– Od pani doktor z gabinetu z naprzeciwka – podałem nazwisko, a powoli w mej głowie pojawiała się myśl o jak najszybszym „tył zwrot!”: zawieszeniu broni w walce z systemem.

– Aha, na pewno... Na pewno pana zapiszę – odpowiedziała z politowaniem kobieta, której za chwilę znowu przyszło mi opowiedzieć moją historię z bólem, na który dotychczas nie dostałem odpowiedzi, trafionego leczenia.

– I co się dzieje, no? Proszę mówić.
Niezbyt zachęcająco brzmiała ta prośba, ale mimo wszystko podałem drogocenny świstek i zacząłem powoli opisywać mój stan, bez zagryzania obolałych zębów i szczęki.

– Zaczęło się w wieku młodzieńczym, ale w ciągu ostatnich dwóch lat ból i połowicze napięcie mięśni twarzy, szyi i karku jest nie do wytrzymania. Uniemożliwia mi funkcjonowanie, zakłóca sen, kruszy zęby, powoduje wymioty… Obecnie jestem leczony na neuralgię nerwu trójdzielnego wysoką dawką karbamiazepiny… – starałem się mówić powoli, bez rozżalenia, z pseudo-lekarskim obiektywizmem, dorzucając po drodze nazwy substancji aktywnych, wykonanych badań, specjalistów i odwiedzonych poradni. Znam te szczegóły zbyt dobrze na pamięć.

– Proszę usiąść i mówić.
Usiadłem na krzesełku, dalej mówiłem ze spokojem, choć lekko zmieszany.
– A nawet, widzi pan… – po chwili kobieta zadawała pytania, stale komentowała moje słowa z pełnym i nieoszukiwanym zaangażowaniem i troską.

Minęło tak może pięć minut.

– Mam w głowie kilka nazw leków, które można by panu podać, chociaż ten, który pan obecnie przyjmuje też jest dobry. Jednak panu przydałaby się rehabilitacja. Są takie porażenia nerwu. Tu zapewne VII, nie wiem może V czaszkowego, prądem elektrycznym. Ale wie pan, nie takim słabym, bo to często nie pomaga pacjentom – roztaczała się wizja z ust lekarki, której kompetencje z każdym wypowiadanym przez nią zdaniem mnie zaskakiwały. – Potrzebny byłby taki o wysokim napięciu. Musiałby pan tylko uważać, żeby nie spaliło panu twarzy, bo po takim czasie z bólem mogły już nastąpić zaburzenia czucia…

– Jednak jest problem – zaczęła z innej strony, z krzywym grymasem jak na początku. – Do tego dalszego leczenia, o którym panu mówię potrzebne jest to badanie – wskazała na leżankę pełną elektrod przypiętych do maszyny EMG i ekranu. – Bez tego badania nic nie zrobimy, a wolne terminy są dopiero na czerwiec…

Perspektywa cierpień mnie przeraziła, zmartwiła chyba też lekarkę. W gabinecie rozległ się szelest kartek zeszytu z zapisami i cokilkusekundowe westchnięcia. Podmuch dobrej woli zatrzymał wertowanie zeszytu na kartach kwietniowych… Zostałem zapisany na połowę kwietnia z wielkim znakiem zapytania. To i tak dwa miesiące wcześniej niż standardowe przyjęcie.
Serdecznie podziękowałem. Wstałem ku wyjściu.

– Pana ten ból pewnie dopada sezonowo, prawda? – zapytała, kiedy już byłem przy drzwiach.

– Tak – padła z moich ust kolejna twierdząca odpowiedź w tym wywiadzie.

– Pewnie w zimie jest gorzej? – dopytała niczym w odruchu klamkowym.

– Zgadza się, jak raz mnie rozbolało i napięło w lutym, to puściło dopiero w lipcu… – wypowiedziałem pierwszy raz z rozżaleniem, prawie ze łzami, przy naciśnięciu ostatniej klamki tego długiego dnia spędzonego w przyszpitalnej przychodni.


12 komentarzy:

  1. Polska służba zdrowia... Z drugiej strony ja osobiście nie mogę narzekać, bo zarówno jeśli chodzi o POZ, jak i o najważniejszą dla mnie specjalistkę, to normalnie trafiłam jak w raju. Ale sama pamiętam choćby te panie z rejestracji... Brrr. Ja to mówię tak: "PRL wiecznie żywy". Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. PRL wiecznie żywy? Bolek mówi co innego. To tak a propos progrmu, który przed chwilą obejrzałem: http://wpolityce.pl/artykuly/23638-dzis-u-jana-pospieszalskiego-wazne-pytanie-czy-lech-walesa-i-ofiary-donosow-tw-bolek-maja-w-iii-rp-rowne-prawa
    Mała dygresja...
    Są jeszcze inne Boże szpitale, oddany personel, przyjaciele z nieba... :)
    Panie z rejestracji nie wszędzie są "brr", jednak zazwyczaj...

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, Bolek czy jak go tam zwał, może sobie twierdzić, co chce. Ale fakty są takie, że chyba dopiero dzisiejsi kilkulatkowie może są wolni od elementów mentalności z tamtego okresu, bo gdy rozmawiam czy obserwuję ludzi, którzy są plus minus w moim wieku, to część z nich jeszcze ma takie zachowania rodem z zeszłej epoki. Nie wspomnę o starszych, ale to temat rzeka.
    A co do lekarzy, to ja trafiłam na prawie "Leśną Górę" :) Natomiast co do pań z rejestracji tu masz rację, gdy rejestrowałam się do poradni otolaryngologicznej, to nie dość, że tego samego dnia miałam już wizytę, to w dodatku pani w rejestracji miła - aż byłam w pozytywnym szoku ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos pań z rejestracji (męczy mnie ten temat). Czasem opryskliwe i niechętne obsługiwanie wynika po prostu z przykrych warunków pracy... Bo nie dość, że pożal się Boże ministry utrudniają życie służbie zdrowia i pacjentom - taka pani Halinka musi wiecznie sprawdzać dowody ubezpieczenia, jednego razu robili mi zdjęcie dokumentów! - to jeszcze państwowe ośrodki zdrowia są zadłużone i... można pożegnać z podwyżką przez lata...
      Dla porównania:
      Przyszpitalna przychodnia specjalistyczna - tłum pacjentów każdego dnia. Około dwóch tygodni temu, w nocy przyszło tysiąc pacjentów, żeby z rana móc się zapisać do specjalisty. Nie wiem, jak stoi ta przychodnia, ale szpital, pod który ta przychodnia podlega, jest najbardziej zadłużonym z polskich szpitali. Panie więc opryskliwe, szare, niechętne, ale... Jedna kobita, jak mnie przyjęła, to pisała bezwzrokowo nie tylko na klawiaturze, ale tak też wypełniała dokumenty... Pełne zaangażowanie, w mig "załatwiała" pacjentów.
      I dla przeciwieństwa inna przychodnia świadcząca usługi medyczne refundowane i nie. Również sztab specjalistów, coraz więcej gabinetów zabiegowych, oddział rehabilitacji, stomatologia. Kolorowe panie siedzą przy stolikach, do których zaproszeniem jest drukowany przez maszynę bilecik z numerem. Ostatnio nawet było trzech młodych recepcjonistów... - to się nazywa walka o klienta, przepraszam - o klientkę ;)
      Bez młynu, ale też dobrze.

      Usuń
  4. ooo czemu tu nic się nie dziejeeee???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie stanęło, kręci się wokół bólu lub nie kręci się wcale.

      Usuń
  5. Luc, a może byś tak, na bazie swoich doświadczeń zaczął pisać scenariusze do horrorów? Bo mnie już włos na głowie dęba stanął od Twojego wpisu. A na dodatek tytuł - palce lizać. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam szczerze, trochę mnie wkurza, iż muszę udawadniać, że nie jestem maszyną. Ale trudno, Gospodarz bloga tu rządzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, inaczej miałbym tu mnóstwo reklam i śmieci od niepożądanych gości. Czasem, kiedy często piszę i wchodzę do Luckrowni na porządki, to zawieszam to zabezpieczenie... Trzeba poczekać na lepsze czasy. :)

      Usuń
  7. Jutro Niedziela Palmowa, i niedługo czas baby luckrować (te żywe też lubią być poluckrowane dobrym słowem) a w Luckrowni cisza, jak makiem zasiał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trę luckier po cichu, taki czas chyba... Choć stęskniłem się za pisaniem... Mam nadzieję, że niebawem uda mi się jeszcze poluckrować. Pozdrawiam :)

      Usuń

Zostaw swój nick lub adres. Lepiej gada się z kimś konkretnym niż z Anonimem. ;)