niedziela, 24 kwietnia 2011

Jajko nie zając,
czyli Lucowa Wielkanocna Pisanka...
Oj, Pisanina!

      Po ulicach turlają się pstrokato zdobione pisanki, w komórkach skaczą esemesowe zające, natomiast słodkie kurczęta drepcą po telewizyjnych ekranach. Dziś w naszych domach poświęcone obżarstwo, na szczęście jutro zapewne obleje nas zimny prysznic, co byśmy mogli ochłonąć po tych dziwnych świętach i w kolejny, już niewielki wtorek, spokojnie wrócić do dnia codziennego... Szkoda, bo Zmartwychwstanie Pańskie to szczęście największe z możliwych i potrafi przebić się przez większe bariery niż wapniowa ścianka kolorowej skorupki. Sama Luckrownia wykluła się i (tu może zaskoczenie) wciąż wykluwa się z poważnych spętań towarzyszących w życiu Luca. 


      Wiadomo, że życie musi być szczęśliwe - inaczej być nie może. A jeśli już jest nieszczęśliwe, ze względu na współmałżonka, rodzinę, biedę, chorobę, kalectwo, tragedię, system... to rzeczywistość trzeba zmienić, jak najprędzej zaradzić uwierającemu nieszczęściu. Dlatego politycy, prawnicy, lekarze, urzędnicy, naukowcy, psychoterapeuci i wolontariusze nie narzekają na brak zajęcia. Szansą na szczęśliwość staje się wyrok sądu, wynik wyborów, nowinka technologiczna, przełomowe odkrycie medyczne albo trafiony układ cyfr w totku. Szczęście czeka na nas na Hawajach, w białej sukience, usłyszeć je można na porodówce, zamknąć w skrzynce iPada, zobaczyć pod mikroskopem pomiędzy liposomami nawilżającego kremu, a nawet zasmakować w aksamitnej margarynie. Wnioskować można, że szczęście równa się przyjemność, a szczęśliwość to iloraz tychże przyjemności.

     Od tej zbiorowej ucieczki przed nieszczęściem odstaje lud podążający za Chrystusem, który niesie swój krzyż. Przyjemniej przecież popatrzeć na malutkie dzieciątko w towarzystwie rodziców, okolicznej ludności i aniołów, także na długowłosego mężczyznę z przedziałkiem otoczonego dziećmi. Tak miło słucha się Jego porywających opowiadań ze złotymi myślami gromadzących tłumy, które nie dość, że w tamtym czasie zaspokajały słuchaniem duchowe, intelektualne i pokarmowe potrzeby, to nie mogły również narzekać na brak wrażeń z powodu licznych i spektakularnych uzdrowień. I co skandaliczne, podczas drogi krzyżowej ten sam Chrystus, tym razem nieuczesany, opluty, wyśmiany, pobity, wymazany błotem i krwią, oszpecony, przygnieciony, przybity, umierający, nadal ośmiela się mówić o szczęściu i miłości - ohyda! Wynaturzeniem staję się wtedy kult chrześcijan, jakim otaczają narzędzie zbrodni, na którym zginął "ich" Bóg. Krzyż na szyi, zdobiony złotem i klejnotami w gmachu katedry, na ulicy, w szkole, nad łóżkiem dziecka? Jednak bez krzyża Zmartwychwstanie jest nie tyle niedorzeczne, co po prostu niemożliwe.

      Choć nie wiem jak bardzo byśmy protestowali, to i tak Ewangelia nigdy nie zostanie nazwana Przyjemną Nowiną, a będzie przekazywana jako Dobra Nowina o tym, że Jezus Chrystus żył, a podczas życia został umęczony, umarł i zmartwychwstał, i to nie z powodu naszych zasług. Dobra Nowina, bo tylko podążanie za tym Dobrem, o którym Jezus mówił i je wykonał, daje szczęście. Ewangelia bowiem ukazuje Dobro w całej okazałości, nie umniejsza bezgranicznego szczęścia do przyjemności. Szczęście w nauce Jezusa nie jawi się jako cel życia człowieka, lecz raczej jako nieunikniony efekt uboczny życia z Bogiem. Dlatego nie dajcie się zwieść luckrowanej stronie mego blogu. Wszystko niby pięknie - w nagłówku na czytelnika komicznie spogląda kucharzyk z czarodziejską ubijaczką, a pod spodem wystukuje mniej lub bardziej zgrabne literki. W rzeczywistości Luc obarczony jest krzyżem, grzechem, targany powracającymi zwątpieniami, jak chyba każdy. Postaram się w najbliższym czasie na łamach Luckrowni wyjść z tej dwuwymiarowej iluzji obrazu i tekstu, która być może wam się udzieliła podczas dotychczasowych wizyt tutaj. Może uda mi się choć na chwilę włożyć Wam okulary 3D, by w waszych oczach nabrać rumieńców innych niż te po wykorzystaniu programu graficznego. Jestem człowiekiem z krwi i kości, ja również cierpię na powszechne przypadłości, dlatego przypływy żółci, niekontrolowane zalewy flegmą, wzmożone sekrecje hormonów nie są mi obce.

      Luckrownia, wbrew wszelkim pozorom i spiskowym teoriom o moim przeluckorownym świecie, jest odbiciem mojego krzyża, tyle że chyba bardziej jego jasnej... chwalebnej strony. Nie chciałbym by mój blog dołączył do wężyka turlających się pisanek, stada podskakujących zajęcy i uśmiechniętych kurczaczków szczepionych na ptasią grypę. Lecz jajko nie zając i nie zabraknie tu moich pisanek. ;) Z drugiej strony, prezentacja jasnej strony krzyża może okazać się odtrutką na ciemną, negatywną narrację, która nazbyt często wkradała się kiedyś do mojej głowy i ust, która ciągle pragnie przejąć główną rolę w rozwijaniu fabuły mojego życia, a także interpretacji całego dzieła stworzenia. Być może Luckrownia stanie się miejscem odpoczynku dla kogoś, kto mając do wyboru jakkolwiek pojętą ucieczkę przed cierpieniem oraz przyjęcie niezrozumiałego cierpiętnictwa, podejrzy jak z Chrystusem Zmartwychwstałym może cierpi się nadal, ale cierpi się lepiej.

Z tego miejsca życzę Wam tego, co dziś oferuje bezgranicznie Zmartwychwstały...


           Życia!

Pascha 2011


3 komentarze:

  1. Ja Tobie również życzę cudownych i błogosławionych Świąt!
    Tak, to prawda że Dobra Nowina jednak potrafi się zawsze przebić... Jak dobrze, że są jeszcze ludzie, którzy mają odwagę mówić o krzyżu. Dziś krzyż większość ludzi rozumie albo jako krzyżyk na szyi, który ma być jak talizman, albo jak krzyżyk drewniany na ulicach i w miejscach publicznych, kiedy ma służyć jako narzędzie walki politycznej.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę raz jeszcze wspaniałych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój syn czasami wzdycha "życie jest ciężkie". A ja mu na to: a czy ktoś ci obiecywał, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie? Jest czas łez i czas radości, czas ulewy i czas słońca, czas niesienia krzyża i... czas zmartwychwstania. A za niecały tydzień błogosławiony czas. Jak będziesz go przeżywał?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za życzenia, Zim.

    Aniu, właśnie wyklikuję z gorączką.
    Uroczystości chciałbym spędzić w pobliskiej katedrze, ale dziś, cytując Twoje słowa, mam czas płaczu i niesienia krzyża... Wierzę, że niedziela będzie czasem zmartwychwstania.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw swój nick lub adres. Lepiej gada się z kimś konkretnym niż z Anonimem. ;)